*Anna*
-Jak to nie?!- powiedziałam oburzona. Tom zawsze był taki troskliwy... A teraz myśli tylko o sobie. I o mnie. Dobra, musimy stąd wyjść. Wtedy zawiadomimy odpowiednie służby. Tak tak. My musimy uciec. Ale to jest nieuczciwe, jak coś się tym dzieciom stanie... Jest tu ich tyle... Nieważne, muszę przestać o tym myśleć.-Dobra, jaki masz plan?
Tom szybko mi wytłumaczył na czym polega plan. Wydawał się nieco skomplikowany. Wszystko opierało się głównie na wejściu do kabiny kierowcy. Z głośników usłyszałam komunikat:
-Szanowni pasażerowie, proszę nie panikować. W autobusie znajduje się mężczyzna podejrzany o morderstwo. Proszę nie panikować.- nie panikować?! Jeszcze czego! Jak oni mogą tak mówić, z takim spokojem?! Siedzimy zamknięci w jednym autobusie z mordercą! Może on siedzi obok mnie! Spojrzałam się odruchowo na Toma. O cholera!!! Przecież to może chodzi o Toma. Odskoczyłam od niego. I chyba tak go zdradziłam. Policjant natychmiast wyszedł z kabiny kierowcy. Podszedł do Toma. Wyjął kajdanki. Chłopak popatrzył się na mnie.
-Tom ja ciebie bardzo przepraszam!-krzyknęłam. A on tylko cicho wypowiedział słowa:
-Nie martw się...
*Flo*
Biedna Liv... Tylko co teraz będzie ze mną? I gdzie jest Tom i Anna z 20 minut zaczynają prace... Gdzie oni są?!Jak zaraz nie wrócą to... to pan Leopold ich zwolni przez...
-Floo!!! Zupa się przypala!!!- z zamyśleń wybudził mnie panikujący głos Lennego. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem treść jego słów. Spanikowałem, zacząłem się ruszać jakoś chaotycznie i przy okazji zrzuciłem garnek z zupą na ziemie.Oparzyłem się przy tym. Moja ręka pulsowała niemiłosiernie. Bolała jeszcze bardziej!
-Ałaaa!- krzyknąłem. Leny pociągnął mnie za rękę tak mocno, że prawie mi ją wyrwał. Odkręcił kran. Nie sprawdził wody i... i podłożył mi rękę pod wrzątek. Krzyknąłem bardzo głośno, a Leny natychmiast zmienił temperaturę cieczy. Ręka i tak mnie bolała. Z góry zbiegła Victoria. Była bardzo zdenerwowana. Ale i tak
wyglądała cudownie. Chciałem się pomachać, ale powstrzymał mnie wielki ból.
-Anna przyjechała!-dopiero teraz zauważyłem, że za Victorią stoi drobna postać. Tak to była Anna.
-Anno, gdzie jest Tom? I czemu to pudełko, które trzymasz się rusza?-zapytał Lenny, który sprzątał zupe.
-Czekaj pomogę Ci-powiedziała Anna.
-Zadałem ci pytanie-powiedział oburzony Lenny.
***********
Jest i 6.
Hmmm pod ostatnim rozdziałem tylkoo 1 komentarz... :(
Całusy
Marianna
czwartek, 28 sierpnia 2014
czwartek, 21 sierpnia 2014
Notka informacyjna :)
No cześć,
Mam do Was 4 sprawy.
#1- zgłosiłam się do ocenialni blogów [KLIK], więc na 3 miesięcznice bloga ( 15 września ) postaram się opublikować ocenę na bloga.
#2-dziękuję Wam za 200 wyświetleń
#3- chciałabym polecić Wam nowy blog mojej koleżanki [KLIK] . Nie ma tam na razie nic więcej niż prolog, ale może być ciekawie.
#4- czy chcecie jakiś konkurs? Jak tak to jaki i kto weźmie w nim udział.
Jakieś pytania? Piszcie śmiało w kom.
Całusy
Marianna <333
Mam do Was 4 sprawy.
#1- zgłosiłam się do ocenialni blogów [KLIK], więc na 3 miesięcznice bloga ( 15 września ) postaram się opublikować ocenę na bloga.
#2-dziękuję Wam za 200 wyświetleń
#3- chciałabym polecić Wam nowy blog mojej koleżanki [KLIK] . Nie ma tam na razie nic więcej niż prolog, ale może być ciekawie.
#4- czy chcecie jakiś konkurs? Jak tak to jaki i kto weźmie w nim udział.
Jakieś pytania? Piszcie śmiało w kom.
Całusy
Marianna <333
Rozdział V "...bo to nie było ani "kocham cię" i też nie było to "nienawidzę cię"."
*Anna*
Wszyscy zaczęli panikować. Nie rozumiałam ich... Po utracie... Nieważne. Ale w takich chwilach nie ma miejsca na panikę. Trzeba się skupić i pomyśleć, tego uczył mnie mój tata, jak jeszcze żył... Ale w takim hałasie nie da się nic zrobić, nawet na chwile zebrać myśli.
-Ciszej !!!-krzyknęłam. Wszystko ustało. Uśmiechnęłam się. Jednak coś potrafię. Czyli nie jestem taka do niczego, jak myślałam. Może i jestem, ale nie aż tak. Nagle rozpłakało się dziecko i wszyscy znowu wrócili do dawnego zajęcia- panikowania. Załamałam się... Boże jak tak można?! Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się. To był Tom. Spojrzał się na mnie, a chwile potem na pudełko, które cały czas skamlało.
-Chodź, uciekniemy stąd, razem!-to ostatnie słowo tak bardzo wróciło mi nasze wspólne wspomnienia, że aż łezka spłynęła mi po policzku. Po tym... po tym incydencie od tak dawna się do siebie nie odzywaliśmy. Nagle uczucie które starałam w sobie od tak długiego czasu stłumić, wyrwało się i miałam ochotę się na niego rzucić, przytulić, pocałować... A to wszystko przez jedno słowo. Słowo, które nic nie znaczy, bo to nie było ani "kocham cię" i też nie było to "nienawidzę cię". Było to zwykłe "razem". Nie ono nie było zwykłe, ono było niezwykłe.
-Dobrze, ale jak chcesz to zrobić?-zapytałam niepewnie.-Uratujemy tych ludzi?
-Niestety nie...
*Liv*
-Panno Sonntag, proszę odpowiadać na pytania.- powiedział jakiś policjant. Patrzył się na mnie takim wzrokiem, jakby w tym momencie właśnie przeszywał na wylot moją duszę. To już nie był żaden z tych 2 policjantów, którzy mnie aresztowali. Był znacznie poważniejszy i straszniejszy.
-Nic nie powiem bez adwokata. - powiedziałam starając się być stanowcza. Jednak za bardzo zaufałam swojemu głosowi, bo był bardzo drżący. Policjant uśmiechnął się.
-To o co jesteś oskarżona, to bardzo poważna sprawa, więc możemy poczekać na adwokata.- po czym, obniżył lampkę, która raziła mnie w oczy.
-Dziękuję- powiedziałam cicho. Po policzku spłynęła mi łza, a po niej płynęły kolejne i kolejne. To straszne uczucie. Być oskarżonym o zabicie kogoś kogo się kochało...
*******
Hasło : The End
No więc tak się prezentuje rozdział 5.
Dedykuje go Caroline Wesley :*** Dzięki kochana, że czytasz, bo taka czytelniczka to prawdziwy zaszczyt <333
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu, bo mi się średnio podoba.
Całusy
Marianna <333
Wszyscy zaczęli panikować. Nie rozumiałam ich... Po utracie... Nieważne. Ale w takich chwilach nie ma miejsca na panikę. Trzeba się skupić i pomyśleć, tego uczył mnie mój tata, jak jeszcze żył... Ale w takim hałasie nie da się nic zrobić, nawet na chwile zebrać myśli.
-Ciszej !!!-krzyknęłam. Wszystko ustało. Uśmiechnęłam się. Jednak coś potrafię. Czyli nie jestem taka do niczego, jak myślałam. Może i jestem, ale nie aż tak. Nagle rozpłakało się dziecko i wszyscy znowu wrócili do dawnego zajęcia- panikowania. Załamałam się... Boże jak tak można?! Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się. To był Tom. Spojrzał się na mnie, a chwile potem na pudełko, które cały czas skamlało.
-Chodź, uciekniemy stąd, razem!-to ostatnie słowo tak bardzo wróciło mi nasze wspólne wspomnienia, że aż łezka spłynęła mi po policzku. Po tym... po tym incydencie od tak dawna się do siebie nie odzywaliśmy. Nagle uczucie które starałam w sobie od tak długiego czasu stłumić, wyrwało się i miałam ochotę się na niego rzucić, przytulić, pocałować... A to wszystko przez jedno słowo. Słowo, które nic nie znaczy, bo to nie było ani "kocham cię" i też nie było to "nienawidzę cię". Było to zwykłe "razem". Nie ono nie było zwykłe, ono było niezwykłe.
-Dobrze, ale jak chcesz to zrobić?-zapytałam niepewnie.-Uratujemy tych ludzi?
-Niestety nie...
*Liv*
-Panno Sonntag, proszę odpowiadać na pytania.- powiedział jakiś policjant. Patrzył się na mnie takim wzrokiem, jakby w tym momencie właśnie przeszywał na wylot moją duszę. To już nie był żaden z tych 2 policjantów, którzy mnie aresztowali. Był znacznie poważniejszy i straszniejszy.
-Nic nie powiem bez adwokata. - powiedziałam starając się być stanowcza. Jednak za bardzo zaufałam swojemu głosowi, bo był bardzo drżący. Policjant uśmiechnął się.
-To o co jesteś oskarżona, to bardzo poważna sprawa, więc możemy poczekać na adwokata.- po czym, obniżył lampkę, która raziła mnie w oczy.
-Dziękuję- powiedziałam cicho. Po policzku spłynęła mi łza, a po niej płynęły kolejne i kolejne. To straszne uczucie. Być oskarżonym o zabicie kogoś kogo się kochało...
*******
Hasło : The End
No więc tak się prezentuje rozdział 5.
Dedykuje go Caroline Wesley :*** Dzięki kochana, że czytasz, bo taka czytelniczka to prawdziwy zaszczyt <333
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu, bo mi się średnio podoba.
Całusy
Marianna <333
wtorek, 12 sierpnia 2014
Rozdział IV "Zaczęłam się bardzo głośno śmiać"
*Liv*
Gdzie jest Tom i Anna? Już nie ma ich 1,5 godziny. Usłyszałam syrenę policyjną. Po chwili do mojego pokoju wkroczyło 2 policjantów. Czyli Anna jednak zadzwoniła na policje... Przecież my nic nie zrobiliśmy.
-Pani Liv Sonntag ?- spytał jeden z policjantów. W drzwiach stanęli Lenny i Flo.
-Panowie po Liv, tak?- spytał niepewnie Flo. Co mu do tego. To podejrzane... Nie!!! Znowu snuję jakieś domysły, nie mogę o to oskarżać niewinnego i naiwnego pomocnika kuchennego. Przecież to głupie.
-Proszę stąd wyjść!!!- krzyknął bardzo cienkim głosem drugi z policjantów. Zaczęłam się bardzo głośno śmiać. Natychmiast skierowali na mnie swoje pistolety, a gdy Flo i Lenny już wyszli ponowili pytanie.
-Pani Liv Sonntag?
-Tak to ja.-odpowiedziałam.
-Jest pani zatrzymana pod zarzutem zamordowania Sebastiana Jung. - powiedział.
*W tym samym czasie, Victoria*
Z pokoju pana Leopolda usłyszałam cichą rozmowę. To był głos Jacka.
-Tak jest tu...W swoim pokoju... Tak panie władzo możecie ją teraz aresztować... Nie ma za co... Do usług... Do widzenia.
Weszłam do pokoju. Jack kogoś wsypał. Kogoś z naszego Hotelu.
-O co chodzi? Z kim rozmawiałeś?-spytałam. On się nagle zdenerwował i jakoś dziwnie zamieszał.
-Victorio, kto cię tu wpuścił?! Wyjdź stąd natychmiast i niech mi to się nie powtórzy...
-Hahaha śmieszne. Niech mi to się nie powtórzy- zaczęłam go przedrzeźniać. On jakby nigdy nic wypchnął mnie za drzwi. Wpadałam na właśnie wychodzących z Hotelu, Liv w kajdankach i prowadzących ją jakiś 2 policjantów. Ona musi się dowiedzieć prawdy. Krzyknęłam za nią:
-Liv, to Jack cię wrobił!
***
No i jeeest 4 rozdział :) Ciesze się i raduje, że jest już ponad 100 wejść xD.
Rozdział dedykuje Dove, dzięki że czytasz mojego bloga ;***
Ustalam hasło które będzie pod każdym rozdziałem, i będzie utwierdzeniem dla mnie, że czytacie notki :)
Dzisiaj hasłem jest:
Jabuuuszko
Gdzie jest Tom i Anna? Już nie ma ich 1,5 godziny. Usłyszałam syrenę policyjną. Po chwili do mojego pokoju wkroczyło 2 policjantów. Czyli Anna jednak zadzwoniła na policje... Przecież my nic nie zrobiliśmy.
-Pani Liv Sonntag ?- spytał jeden z policjantów. W drzwiach stanęli Lenny i Flo.
-Panowie po Liv, tak?- spytał niepewnie Flo. Co mu do tego. To podejrzane... Nie!!! Znowu snuję jakieś domysły, nie mogę o to oskarżać niewinnego i naiwnego pomocnika kuchennego. Przecież to głupie.
-Proszę stąd wyjść!!!- krzyknął bardzo cienkim głosem drugi z policjantów. Zaczęłam się bardzo głośno śmiać. Natychmiast skierowali na mnie swoje pistolety, a gdy Flo i Lenny już wyszli ponowili pytanie.
-Pani Liv Sonntag?
-Tak to ja.-odpowiedziałam.
-Jest pani zatrzymana pod zarzutem zamordowania Sebastiana Jung. - powiedział.
*W tym samym czasie, Victoria*
Z pokoju pana Leopolda usłyszałam cichą rozmowę. To był głos Jacka.
-Tak jest tu...W swoim pokoju... Tak panie władzo możecie ją teraz aresztować... Nie ma za co... Do usług... Do widzenia.
Weszłam do pokoju. Jack kogoś wsypał. Kogoś z naszego Hotelu.
-O co chodzi? Z kim rozmawiałeś?-spytałam. On się nagle zdenerwował i jakoś dziwnie zamieszał.
-Victorio, kto cię tu wpuścił?! Wyjdź stąd natychmiast i niech mi to się nie powtórzy...
-Hahaha śmieszne. Niech mi to się nie powtórzy- zaczęłam go przedrzeźniać. On jakby nigdy nic wypchnął mnie za drzwi. Wpadałam na właśnie wychodzących z Hotelu, Liv w kajdankach i prowadzących ją jakiś 2 policjantów. Ona musi się dowiedzieć prawdy. Krzyknęłam za nią:
-Liv, to Jack cię wrobił!
***
No i jeeest 4 rozdział :) Ciesze się i raduje, że jest już ponad 100 wejść xD.
Rozdział dedykuje Dove, dzięki że czytasz mojego bloga ;***
Ustalam hasło które będzie pod każdym rozdziałem, i będzie utwierdzeniem dla mnie, że czytacie notki :)
Dzisiaj hasłem jest:
Jabuuuszko
wtorek, 5 sierpnia 2014
Rozdział III "Co panna ma w tym pudełku?"
*Anna*
-Proszę przestać się śmiać!!!-krzyknął pan Leopold. -Ile mam jeszcze czekać?! Panno Jung, czy to prawda co powiedziała panna Sonntag.?- spytał się mnie. Ja drżąca z rozpaczy pokiwałam głową.-Dziękuje to na tyle dzisiaj. Smacznego śniadania i do obowiązków, raz raz.- wyszedł. Siedzieliśmy, jedliśmy... Zjadłam pierwsza. Poszłam do pokoju, usiadłam na łóżku, położyłam się i głową uderzyłam w ścianę. Krzyknęłam. Tak bardzo bolało.
-Anna, co jest?- Liv wbiegła do naszego pokoju i usiadła obok mnie.
-Nie ważne... Już nic mi nie jest...- powiedziałam i wstałam. Zachwiałam się i znowu byłam zmuszona usiąść.
-No właśnie widzę.- powiedziała i pobiegła do kuchni. Wróciła z workiem lodu. Dała mi go, a ja delikatnie przyłożyłam go do swojej głowy.
-Dziękuje, a teraz możesz wyjść...
-Anno, ale ja z Tomem wtedy nie... - nie dałam jej dokończyć. Przecież Tom był moim chłopakiem, a ona przyjaciółką i... I zrobili mi coś tak okropnego... Nie chce jej słuchać. Wyszłam, bo ona nie zamierzała tego zrobić. Poszłam po wózek sprzątaczki. Zapukałam do pokoju 12 i krzyknęłam "OBSŁUGA!!!". Nikt się nie odezwał więc weszłam. W pokoju był bałagan. Zaczęłam sprzątać. Pościeliłam łózko. Na szafce leżał napiwek więc go wzięłam. No tak goście z tego pokoju dzisiaj wyjechali, zapomniałam. Obok szafki leżało coś jeszcze. Jakieś...RUSZAJĄCE SIĘ PUDEŁKO?! W nim coś jest! Otworzyłam je. Zobaczyłam słodkiego pieska. Moją pasją jest fotografowanie, więc wyciągnęłam mój telefon i zrobiłam mu zdjęcie. To szczeniak! Jak ktoś mógł go tu zostawić?! Zaopiekuje się nim. Będzie moim przyjacielem.
-Nazwę cię... Alik. Tak Alik.
Wysprzątałam cały pokój. Włożyłam psa znowu do pudełka i szybko chciałam się dostać do pokoju. Niestety...
-Co panna ma w tym pudełku?- pan Leopold stał tuż za moimi plecami i wyciągał ręce po pudełko.
-Emmm... Śmieci. Tak śmieci.- odpowiedziałam szybko i odeszłam. Mam teraz 2 godzinną przerwę. Pojadę do domu odnieść psa.
Poszłam na przystanek. Gdy dochodziłam autobus właśnie odjeżdżał.
-Niee!!! Stać!!!- ale nikt nie usłyszał. Na rozpisce było napisane, że następny za 5 minut. Okej poczekam. Po czasie autobus przyjechał. Nie jechałam nawet długo, a pojazd zatrzymał się i z głośników usłyszałam komunikat:
-Przepraszamy za niedogodności, ale autobus się zepsuł. Drzwi są zamknięte-zablokowały się. Naprawa potrwa 3 godziny. Jeszcze raz przepraszamy.- i koniec.
-A gdzie są młotki bezpieczeństwa?!-krzyknął znajomy mi głos. Obejrzałam się. Za mną siedział Tom. Jednak młotków nie było. Alik zaczął skamleć. Zobaczyłam, że są uchwyty po młotkach ale narzędzi nie ma.
-To porwanie!!!- krzyknęłam. Ludzie się na mnie popatrzyli jak na wariatkę, a Tom chyba zobaczył to co ja i krzyknął:
-Ona ma rację! Patrzcie na uchwyty po młotkach!!!
*****
Mam nadzieje, że się podoba. Czekam na szablon, myślę, że Wam się spodoba.
Rozdział dedykuje Asia,
dziękuje za pozytywny komentarz i mam nadzieje, że zostaniesz ze mną na dłużej :)
Marianna <3
-Proszę przestać się śmiać!!!-krzyknął pan Leopold. -Ile mam jeszcze czekać?! Panno Jung, czy to prawda co powiedziała panna Sonntag.?- spytał się mnie. Ja drżąca z rozpaczy pokiwałam głową.-Dziękuje to na tyle dzisiaj. Smacznego śniadania i do obowiązków, raz raz.- wyszedł. Siedzieliśmy, jedliśmy... Zjadłam pierwsza. Poszłam do pokoju, usiadłam na łóżku, położyłam się i głową uderzyłam w ścianę. Krzyknęłam. Tak bardzo bolało.
-Anna, co jest?- Liv wbiegła do naszego pokoju i usiadła obok mnie.
-Nie ważne... Już nic mi nie jest...- powiedziałam i wstałam. Zachwiałam się i znowu byłam zmuszona usiąść.
-No właśnie widzę.- powiedziała i pobiegła do kuchni. Wróciła z workiem lodu. Dała mi go, a ja delikatnie przyłożyłam go do swojej głowy.
-Dziękuje, a teraz możesz wyjść...
-Anno, ale ja z Tomem wtedy nie... - nie dałam jej dokończyć. Przecież Tom był moim chłopakiem, a ona przyjaciółką i... I zrobili mi coś tak okropnego... Nie chce jej słuchać. Wyszłam, bo ona nie zamierzała tego zrobić. Poszłam po wózek sprzątaczki. Zapukałam do pokoju 12 i krzyknęłam "OBSŁUGA!!!". Nikt się nie odezwał więc weszłam. W pokoju był bałagan. Zaczęłam sprzątać. Pościeliłam łózko. Na szafce leżał napiwek więc go wzięłam. No tak goście z tego pokoju dzisiaj wyjechali, zapomniałam. Obok szafki leżało coś jeszcze. Jakieś...RUSZAJĄCE SIĘ PUDEŁKO?! W nim coś jest! Otworzyłam je. Zobaczyłam słodkiego pieska. Moją pasją jest fotografowanie, więc wyciągnęłam mój telefon i zrobiłam mu zdjęcie. To szczeniak! Jak ktoś mógł go tu zostawić?! Zaopiekuje się nim. Będzie moim przyjacielem.
-Nazwę cię... Alik. Tak Alik.
Wysprzątałam cały pokój. Włożyłam psa znowu do pudełka i szybko chciałam się dostać do pokoju. Niestety...
-Co panna ma w tym pudełku?- pan Leopold stał tuż za moimi plecami i wyciągał ręce po pudełko.
-Emmm... Śmieci. Tak śmieci.- odpowiedziałam szybko i odeszłam. Mam teraz 2 godzinną przerwę. Pojadę do domu odnieść psa.
Poszłam na przystanek. Gdy dochodziłam autobus właśnie odjeżdżał.
-Niee!!! Stać!!!- ale nikt nie usłyszał. Na rozpisce było napisane, że następny za 5 minut. Okej poczekam. Po czasie autobus przyjechał. Nie jechałam nawet długo, a pojazd zatrzymał się i z głośników usłyszałam komunikat:
-Przepraszamy za niedogodności, ale autobus się zepsuł. Drzwi są zamknięte-zablokowały się. Naprawa potrwa 3 godziny. Jeszcze raz przepraszamy.- i koniec.
-A gdzie są młotki bezpieczeństwa?!-krzyknął znajomy mi głos. Obejrzałam się. Za mną siedział Tom. Jednak młotków nie było. Alik zaczął skamleć. Zobaczyłam, że są uchwyty po młotkach ale narzędzi nie ma.
-To porwanie!!!- krzyknęłam. Ludzie się na mnie popatrzyli jak na wariatkę, a Tom chyba zobaczył to co ja i krzyknął:
-Ona ma rację! Patrzcie na uchwyty po młotkach!!!
*****
Mam nadzieje, że się podoba. Czekam na szablon, myślę, że Wam się spodoba.
Rozdział dedykuje Asia,
dziękuje za pozytywny komentarz i mam nadzieje, że zostaniesz ze mną na dłużej :)
Marianna <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)